W "Sobieskim" dajemy Uczniom korzenie i skrzydła

Wieści z rejsu, od Jędrka

Wieści od Jędrka przekazała nam Jego mama, której bardzo dziękujemy:

 

Tak, jak obiecałam - następna porcja wieści od Jędrka.
Teraz już nie pisał, tylko dwukrotnie dzwonił i starałam się wiernie zapisać, to, co mówił.
 
Pierwszy telefon był w czwartek, 15 grudnia, o 22 wieczorem naszego czasu (czyli o 19 czasu lokalnego).
To relacja Jędrka:
 
"Właśnie dopłynęliśmy do archipelagu Fernando de Noronha! 
(Fernando de Noronha – archipelag na Oceanie Atlantyckim, położony ok. 350 km na wschód od wybrzeży Brazylii. Stanowi specjalną gminę (distrito estatal) brazylijskiego stanu Pernambuco. Współrzędne geograficzne:  03°54' S 32°25' W).
 
Stanęliśmy na kotwicy niedaleko największej z wysp, która się właśnie nazywa Fernando de Noronha. 
Mam akurat wachtę kotwiczną.
Prze chwilą zszedłem z trumsla, bo na tej najwyższej rei trzeba było jeszcze sklarować żagiel, bo wszystkie musiały być sklarowane "na portowo".
Chopin stoi 200 m od wyspy, a kapitan z oficerami popłynęli pontonem na ląd zapytać, czy będą mogli wpłynąć do portu.
 
 
 
Jak na razie, przez ponad trzy tygodnie rejsu nie miałem ani razu choroby morskiej, nawet mi źle nie było.
 
W "kartonie" układa nam się całkiem dobrze. Ponoć jak na razie jesteśmy jedyną ekipą, która nie miała jeszcze w rejsie "fumigacji".
Bo jak są problemy z utrzymaniem porządku w kabinie, to jako pierwsze dostaje się ostrzeżenie, następnie - drugim etapem jest robienie pilota, później dokładne sprzątanie kabiny, a ostatnim etapem jest fumigacja - czyli spakowanie się ze wszystkimi swoimi gratami, złożenie ich w wyznaczonym rejonie na statku, następnie wypucowanie całej kabiny na błysk, tek jakby się miało ją zdawać i dopiero po odebraniu kabiny można wracać i się rozpakować.
A na razie nie mieliśmy nawet pilota.
Tylko raz dostaliśmy ostrzeżenie.
Po prostu wymyśliliśmy sobie z chłopakami, że codziennie inny z nas ma dyżur. I sprząta wszystko - ściele koje, układa cichy innych, sprząta zakamarki i myje podłogę. Tak, że raz na 9 dni któryś z nas ma ostre zasuwanie przy porządkowaniu kabiny.
I umówiliśmy się, że w ciągu dnia ten, który wychodzi z kartonu jako ostatni na zajęcia, wachtę czy do szkoły - to jeszcze porządkuje te wszystkie miejsca, gdzie widzi bałagan.
No i jakoś to dobrze funkcjonuje.
 
Bardzo mi się podoba na statku - że jest na nim tyle mechanizmów i urządzeń, że jest to fascynujące. Nie mówiąc już o linach, różnych splotach, węzłach i robotach bosmańskich. 
Dużo się uczę i prostych, i niesamowitych rzeczy. To taka wiedza, można powiedzieć, życiowa.
 
 
Dwa dni później, w sobotę 17 grudnia, znowu przedzwonił. Było około godziny 20 (czyli około 17 czasu lokalnego).    I tak mówił:
 
Za chwilę wypływamy w morze!
 
Ta wyspa - Fernando de Noronha, do której dopłynęliśmy, jest cudowna! Byliśmy na wycieczce i ją zwiedzaliśmy. Jest to chyba najpiękniejsze miejsce, jakie w życiu widziałem! Chciałbym tu jeszcze kiedyś przyjechać...
 
 
Jak przekraczaliśmy równik, to mieliśmy niezły chrzest równikowy! Najpierw zorganizowano nam porządny prysznic - z węży pożarniczych zlano nas morską wodą. Potem musieliśmy na kolanach przejść z połowę pokładu, popędzani przez pomocników Neptuna.
Neptunowi należało pokornie się pokłonić.
Następnie poczęstowano nas ciasteczkami, na których była niesamowita mieszanina - nutella z rybami i innymi dodatkami, doprawiona na ostro. Nie było to takie zupełnie tragiczne, w każdym razie udało mi się zjeść. Natomiast napój,  którym kazano nam to popić, był obrzydliwy - był to rzadki kisiel ugotowany na morskiej wodzie.
Na koniec trzeba było tylko ucałować w kolano Prozerpinę. Było posmarowane jakąś mazią, ale dało się to znieść.
No a potem kapitan nadawał imiona.
Ja na imię dostałem Ujemny .......(w tym momencie było tyle trzasków w telefonie, że druga część imienia była "nieczytelna" - jest to związane z jakimś wyrażeniem  matematycznym)
 
Bo kilka osób, między innymi ja, podpadło, ponieważ siedzieliśmy po godzinie 22 w mesie.
I następnego dnia musieliśmy pisać super trudny egzamin z matematyki - z trygonometrii, geometrii i kilku innych działów. Na razie nikt go nie zaliczył, ale mamy go pisać do skutku, aż zdamy!
 
Ze szkołą sobie w miarę radzę, chociaż roboty jest mnóstwo!
 
Mało czasu na sen. Właściwie to wysypiam się raz na cztery dni...
 
Pogoda jest dobra, więc większość czasu płyniemy na żaglach.
 
Osiągnąłem następny poziom żeglarskiego wtajemniczenia, bo była szybka akcja do żagli, nie miałem czasu zmienić butów i wszedłem na trumsla (najwyższy żagiel) w sandałach. Trochę mi się nogi ślizgały, ale dałem radę. Co tam!
 
Za chwilę wypływamy i pewnie święta Bożego Narodzenia spędzać będziemy w morzu. Więc nie będę miał zasięgu i możliwości kontaktu.
Dlatego już teraz chciałem złożyć najlepsze życzenia świąteczne!
I wszystkiego dobrego w Nowym Roku!
 
Pewnie następny raz odezwę się już z Karaibów!
 
To wszystko.
Pewnie odezwie się już w styczniu.
Pozdrawiam serdecznie
 

 

Bądź na bieżąco, śledź nasze profile:

Kontakt z nami

II Liceum Ogólnokształcące
im. Króla Jana III Sobieskiego
w Grudziądzu

ul. Marcinkowskiego 10
86-300 Grudziądz

tel./fax (0-56) 462-22-65
tel. 609 003 979
dyrektor@lo2.grudziadz.pl

O naszym liceum

II Liceum Ogólnokształcące im. Króla Jana III Sobieskiego – publiczna szkoła średnia w Grudziądzu, liceum ogólnokształcące powstałe z przekształcenia dawnego Państwowego Gimnazjum Klasycznego im. Króla Jana III Sobieskiego.