Mamy szkolnego mistrza ortografii!
Rozterki ucznia
Siedemnastoletni chyży mężczyzna, trzymając w ręce fastfoodowe danie, siedział zamyślony na szkolnych schodach. Od niechcenia tylko spoglądał spode łba na drzwi pokoju nauczycielskiego i rozmyślał o bezpowrotnie zaprzepaszczonych szansach na świadectwo z paskiem. Rzewność wszechpotężna wżarła się w jego serce, żałość w nim zawrzała i niezamierzenie przybrała kształt quasi-elegii. Trzebaż mu teraz rzęsistymi łzami rosić ofiarę działań chytrych ciemięzców! Przecież nie szczędził sił i środków, by rozwijać swą tężyznę fizyczną i intelekt wszelaki.
Na wuefie pokonywał minimaratony z przeszkodami, truchtał wokół Sali, wykonywał freestyle’owe megaskoki na trampolinie, uprawiał rzut beretem moherowym i wielobój z użyciem łokci o świeżaki w Biedronce.
Ultraważna batalia toczyła się również na lekcjach polskiego. Tutaj, próby opanowania choćby na łapu-capu opowieści o poburzonym jeziorze Świteź, czy nowogródzkich kurhankach, o Mickiewiczowskich chartach, które z hartem czmychały w chruściane chaszcze, wyzwalały miniproblemy. Nie mogliż to ci zhardziali językowi szalbierze biednym niebożętom darować życie? Zrobili uczniom taką jesień średniowiecza, że dantejskie piekło, jakie urządzą im teraz rodzice, wyda się arkadią.
A miało być tak pięknie! Świadectwo z paskiem i prestiż, który dzięki swemu talentowi zdobył! Już mrużył powieki i oczyma wyobraźni obserwował siebie kroczącego po wyschniętych dróżkach, ścieżynkach oraz pólkach porośniętych żytem, chabrami i kąkolem. Z temperamentem zmierzał przez bezdroża najeżone jeżynami, szukał orzeźwienia w strużkach i źródłach srebrzących się wśród krwistoczerwonych jarzębin oraz kędzierzastych łopuchów. A tymczasem, zamiast zmierzać do bajkowego celu, przyjdzie mu z półeuforycznym ożywieniem znowu studiować szkolne podręczniki. Koniec marzeń o nicnierobieniu i mitrężeniu czasu! /Ewa Biedrzycka/